Menu Zamknij

Patron


Tadeusz Sygietyński



Patron Młodzieżowego Domu Kultury przy Centrum Edukacji Zawodowej w Sieradzu

Tadeusz Sygietyński

Nasz patron urodził się 26.09.1896r. w Warszawie, w rodzinie nasyconej atmosferą sztuki, artystycznych dyskusji.

Dziad pisywał libretta operowe, ojciec – Antoni – był znanym krytykiem teatralnym i muzycznym, pisarzem, współredaktorem słynnego „Wędrowca”. W domu częstymi gośćmi byli: Sienkiewicz, Chełmoński, Witkiewicz. Sygietyński od dzieciństwa zdradzał nieprzeciętne uzdolnienia muzyczne. Mając jedenaście lat ukończył „od ręki” poloneza, nad którym mozolnie biedził się jego ojciec, profesor konserwatorium. Tadeusz mając 15 lat był już korepetytorem w konserwatorium, a potem w operze lwowskiej. Dwa lata później wyjechał za granicę kończyć studia zaczęte u Melera i Noskowskiego. Uczył się u Maksa Regera, Reimana, Schonberga. Dyrygował zespołami operowymi w Grazu, Zagrzebiu, Lublanie, a w 1925 roku zorganizował filharmonię w Dubrowniku.

Gdy wrócił do kraju zaproponowano mu kierownictwo muzyczne słynnego wówczas teatrzyku „Qui-pro-guo”. Z lekkim kabaretowym repertuarem poradził sobie wybornie, a obok tego stworzył ilustracje muzyczne do wielu sztuk teatralnych, współpracował z Jaraczem, Schillerem, Tuwimem. Mało kto wie, że przetłumaczył i opracował muzycznie „Operę za 3 grosze” Bertolda Brechta i przygotował wraz z Karolem Borowskim jej polską premierę w 1932 roku. Szczególnie interesującą była muzyka do „Legendy” Wyspiańskiego w lwowskiej inscenizacji z 1937 roku.

Autor i historyk teatru Henryk Szletyński tak o niej pisze… „przy tej właśnie pracy Sygietyński po raz pierwszy ujawnił publiczności swą fenomenalną znajomość i odczuwalność polskiego folkloru muzycznego”.

Folklor znał Sygietyński rzeczywiście doskonale, wędrował tygodniami po wsiach, przysłuchując się wiejskim śpiewom i kapelom. Rozczytywał się w tomach Kolberga.

W polskim radio prowadził audycje poświęcone muzyce ludowej, a rok przed wojną ukończył „Suitę tańców ludowych” opartą głównie na folklorze kurpiowskim. Skomponował „Cztery tańce ludowe na orkiestrę symfoniczną”, z których Oberek grany był wielokrotnie na bis w czasie zagranicznych występów przedwojennej Wielkiej Orkiestry Polskiego Radia.

Tuż przed wojną stworzył najpoważniejsze kompozycje: balet-śpiewogrę „Karczma na rozdrożu” i „Capricio na fortepian i orkiestrę”. Utwory te wraz z innymi spłonęły w czasie powstania warszawskiego.

Potem przyszło wyzwolenie, nowe trudne życie w zniszczonej Warszawie. Wspólne występy z żoną Mirą Zimińską, której akompaniował w charakterystyczny dla niego sposób, wrażliwie, ściszonym tonem, elektryzująco i jednocześnie lirycznie. Zimińska – aktorka, była wówczas u szczytu sławy, ludzie płakali, gdy śpiewała w „Żołnierzu królowej Madagaskaru” piosenkę: „Mówili, że nie ma , a tu jest Warszawa”.

Wtedy to Sygietyński z Zimińską wymyślili „Mazowsze”. Zespół taki wymarzył sobie Sygietyński jeszcze w czasie przedwojennych wędrówek po Mazowszu. Słyszał wówczas liryczne pieśni dziewcząt i zawadiackie przyśpiewki parobków, muzykę aż wyrafinowaną w swej prostocie i doskonałości, której żaden zapis zbieracza nie mógł w pełni utrwalić.

Sygietyński szybko przekonał się do swej idei Ministerstwo Kultury i Sztuki. Pod koniec 1948 roku prasa podała wiadomość, że:

„Ministerstwo Kultury i Sztuki, doceniając wielkie zdolności artystyczne chłopów mazowieckich w dziedzinie tańca i pieśni – postanowiło zorganizować Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Do zespołu ma należeć 60 osób. Członkowie zespołu będą przeszkoleni w specjalnym ośrodku w Karolinie pod Warszawą, który będzie prowadzić profesor Tadeusz Sygietyński”.

Zaczęły się żmudne wędrówki po wsiach, miasteczkach, wyszukiwanie uzdolnionej młodzieży. Sygietyński penetrował regiony opoczyńskie, Kurpie, docierał do wiosek zagubionych wśród piachów i bezdroży. Przesłuchał ponad 5 tysięcy chłopców i dziewcząt, aby wybrać 63 najzdolniejszych. Zabierał ich ze sobą, czasem niemal tak jak stali, do Karolina. Na początku trzeba było stworzyć z niczego, wszystko.

Sprawami tekstu, kostiumów, reżyserii scenicznej, układu, zajmowała się Mira Zimińska. Ona też kupowała oryginalne ubiory, zamawiała w starych kobiet tkaniny wykonane na wzór starych.

Sygietyński komponował, przeważnie w nocy, nad ranem. Pisząc dla „Mazowsza” świadomie zrezygnował z włączania folkloru w nurt poszukiwań współczesnej muzyki. Chodziło mu o coś innego – o to, aby pieśń ludowa i taniec dotarły do milionowej widowni.

Opracowując ludowy autentyk, szukał Sygietyński kształtu najdoskonalszego, sumując różne warianty, akcentując to, co uważał za szczególnie piękne czy charakterystyczne. Sygietyński miał swoją koncepcję folkloru. W okresie, gdy często akcentowano „ludową” rubaszność a niekiedy i wulgarność oraz sentymentalizm i ckliwość, wydobywał przede wszystkim czysty, krystaliczny liryzm dziewczęcej pieśni i werwę.

Sygietyński nie był oczywiście pierwszym kompozytorem, który tak patrzył na folklor. Przed nim Chopin i on to w mazurkach czy scherzach pokazywał zadumę i liryzm oraz kontrastujące z tym partie burzliwe, gwałtowne, dramatyczne. Sygietyński patrzył na mazowiecki folklor podobnie, a może nawet wręcz przez pryzmat chopinowskiej muzyki.

Witold Rudziński tak pisze o Sygietyńskim: „Jego pełna umiaru i taktu twórczość kompozytorska polegała na umiejętności wybierania zjawisk typowych, ale pięknych, na scalaniu porywających pomysłów ludowych”.

Czasem źródłem inspiracji Sygietyńskiego była piosenka dworska, zaściankowa, szlachecka. Najpiękniejszym przykładem jest tu „Laura i Filon” Karpińskiego i drugi utwór „Dumka o ptaszku”, skomponowana na korytarzu przepełnionego wagonu, smętna, pełna uroku, śpiewana przez lata przez ówczesną solistkę zespołu Irenę Santor.

W piosenkach, lirykę zderzał Sygietyński z częścią kontrastową, dynamiczną, żywą a po tęsknych pieśniach wprowadzał żywioł tańca. Komponując oberka, mazurka i krakowiaka stwarzał nastrój upojenia pędem, bliższy pozornie „Boleru” Rawela niż kolbergowskim zapiskom. Wolał odejść od dosłowności nutowego tekstu, aby być wiernym nastrojowi wiejskiego weseliska.

Ale opracowując pieśni, dodając im akompaniament symfonicznego zespołu, co budzi dziś najwięcej chyba wątpliwości, zachował jednak Sygietyński jednogłosowość pieśni tak typową dla naszego ludu.

Rzadko wprowadza drugi głos równolegle wiodący melodią, a wyjątkowo tylko trzygłos.

W akompaniamencie zgodnie z tradycją wiejską niektóre instrumenty prowadzą linie melodyczną towarzyszącą głosom (oboje, flet), inne zaś podkreślają rytm (perkusja, smyczki).

Liczny sztab pedagogów, wybitnych muzyków, choreografów kształcił młodzież – aż z wiejskich Janków – muzykantów stali się sprawnymi, profesjonalnymi wykonawcami.

6 listopada 1950 roku Zespół „Mazowsze” wystąpił po raz pierwszy publicznie na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Gdy tylko w świetle reflektorów pojawiły się urodziwe dziewczęta w bajecznie kolorowych strojach opoczyńskich sala zagrzmiała oklaskami, które towarzyszyły całemu występowi. Sukces był ogromny. Potem nastąpiły dalsze koncerty.

W roku 1954 odbył się pierwszy występ „Mazowsza” w Paryżu. Tadeusz Sygietyński był wtedy ciężko chory. Doczekał jeszcze tej chwili.

„Staliśmy w jednym z najpiękniejszych miejsc Europy – wspomina Mira Zimińska – na tarasie Palais de Chailliot, u stóp mieliśmy Sekwanę, za nią Pole Marsowe z Wieżą Eiffla, cały roziskrzony wieczornymi światłami Paryż”.

Potem był czarny maj 1995 rok. 19 maja w wieku 59 lat zmarł Tadeusz Sygietyński.

O śmierci jego trudno powiedzieć, że była zwyczajna. W tece kompozytorskiej po T. Sygietyńskim znajdowały się opracowane melodie z różnych regionów Polski, został zespół – sto kilkadziesiąt dziewcząt i chłopców tętniących niezmiennie pełnym życiem.

Po śmierci Sygietyńskiego cały trud artystycznego kierowania Zespołem przejęła Mira Zimińska. Do dziś „Mazowsze” uważane jest za najlepszego ambasadora polskiego folkloru.

W 100 rocznicę urodzin Wielkiego Człowieka i kompozytora, 45- lecia istnienia Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” MDK-owi nadane będzie imię Tadeusza Sygietyńskiego. Niech będzie to wydarzenie dla całej społeczności placówki ogromnym zaszczytem i przeżyciem.